Jakiś czas temu na blogu Catherine the Owner przeczytałam
post „Dlaczego nieznajomość angielskiego to jak strzał w stopę”. Ciekawy tytuł,
post jeszcze bardziej. Kasia pisze jednak, że w obecnych
czasach nieznajomość angielskiego to wstyd i obciach. Zaczęłam się zastanawiać,
czy rzeczywiście tak jest.
Fakt, że angielski jest obecnie najważniejszym językiem,
zwłaszcza w biznesie, jest niezaprzeczalny. Jest wymogiem na wielu
stanowiskach, co więcej, mimo że jego nieznajomość jest dużym minusem, jego
znajomość nie jest już atutem, a standardem, jak znajomość Worda. Zgadzam się z
Kasią, że osoby, które chcą robić karierę w biznesie nie powinny się oszukiwać,
że bez angielskiego im się to uda. Lepiej pogodzić się z tym językiem i wziąć
się do pracy.
Ale nie tylko w biznesie angielski może być naszym
przyjacielem. Tu mogłabym wypisać całą listę zalet znajomości angielskiego, nie
ma jednak potrzeby, każdy je zna i wie, że ma same plusy.
Decydując się na nieznajomość angielskiego, ograniczamy swoje
możliwości na wielu płaszczyznach – praca, w której wymagany jest angielski, dostęp do nieprzetłumaczonych
książek, filmów, kontakt z obcokrajowcami, swobodne podróże i wiele innych. Ale
jeśli ktoś godzi się z tym ograniczeniem i zupełnie mu to nie przeszkadza? Nieznajomość
jakiegokolwiek języka to indywidualny wybór. Czy wstyd? Według mnie nie. Nie
widzę różnicy między nieznajomością francuskiego a nieznajomością angielskiego.
Niektórym ludziom angielski nie jest potrzebny do szczęścia i świetnie radzą
sobie bez niego i myślę, że nie mają się czego wstydzić.
Przeczytałam gdzieś, że wstydem jest nie znać swojego
języka, a nie języka obcego. Zgadzam się z tym.
Ogromnie jestem ciekawa, co Wy sądzicie na ten temat? Wstyd
i obciach czy niekoniecznie?
"Wstyd" to chyba nieodpowiednie słowo. Powiedziałabym raczej... "kłopot". Moi rodzice ciągle to powtarzają. Za ich czasów w szkołach królował rosyjski - stąd też angielski znają na poziomie Hi, how are you? co kompletnie się nie przydaje. Moja mama stwierdziła kiedyś, że przez to czuje się w tych czasach jak kosmita.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że kłopot to dobre słowo.
UsuńMoja mama czasem mówi, że chciałaby się trochę pouczyć angielskiego, jednak bardzo szybko traci cierpliwość i denerwuje ją, że inaczej się pisze, a inaczej czyta :)
Tak, kłopot do dobre określenie.
UsuńUważam, że każdy kto myśli poważnie o swoim rozwoju powinien znać angielski. Kwestia dyskusyjna jak dobrze, ale dobrowolne odcinanie się od anglojęzycznych zasobów i nowości uważam w dłuższej perspektywie za czynnik blokujący rozwój w każdej dziedzinie.
Sprostowanie, w czasach Twoich rodziców w liceach był język, angielski, niemiecki i rosyjski, czasami francuski. Po prostu nie każdemu chciało się uczyć.
UsuńUważam, że nieznajomość angielskiego to obciach dla ludzi mojego pokolenia i młodszych. Mam tutaj na myśli znajomość na poziomie podstawowym, bycie komunikatywnym. Tak samo jak śmiejemy się albo załamujemy ręce nad gimnazjalistami z filmiku, który ostatnio obiegł Polskę - którzy mają braki w podstawowej wiedzy z matematyki, geografii, chemii czy biologii, tak samo moim zdaniem podstawowym elementem wykształcenia jest angielski (którego nie uczymy się może od razu od początku nauki w szkole podstawowej, ale który dołącza później do listy przedmiotów).
OdpowiedzUsuńUsprawiedliwiam natomiast nieznajomość angielskiego wśród przedstawicieli pokolenia moich rodziców. Za ich czasów stawiano przecież na inne języki. Często, kiedy rozmawiam o Szwecji, ludzie zwracają uwagę, że tam każdy Szwed potrafi porozumieć się po angielsku, a większość mówi do tego naprawdę świetnie. Sama tego doświadczyłam - drogę wyjaśniła mi po angielsku siwiutka staruszka chodząca z balkonikiem, całkiem poprawną angielszczyzną zagadywali też przystankowi panowie z puszką piwa w ręce. Trudno jednak porównywać rzeczywistość polską ze Szwecją, gdzie angielski nauczany jest już na początkowych etapach edukacji i to od bardzo dawna.
Zwróciłaś uwagę na ważne kwestie – po pierwsze, starsze pokolenie wykluczamy w tej dyskusji, tu nie ma sporu, że mają prawo nie znać angielskiego. Po drugie, kwestia tego, czy znajomość podstaw angielskiego można przyrównać do podstawowej wiedzy szkolnej. Świetnie byłoby, gdyby w Polsce, jak w Szwecji, znajomość angielskiego była czymś naturalnym. Ale tak jak piszesz, trudno porównywać rzeczywistość polską i szwedzką. Ja, rocznik 88, miałam angielski godzinę w tygodniu w drugiej i trzeciej klasie gimnazjum i trochę w liceum, czyli praktycznie w ogóle. Dopiero od 2 czy 3 lat w zespole szkół w mojej rodzinnej wsi jest angielski. Ciągle jednak polskim uczniom brakuje motywacji, szkoła jest obowiązkiem i trudno docenić im darmowe lekcje języka.
UsuńNie oglądałam filmiku, o którym piszesz, ale kompletna ignorancja, brak chęci rozwoju i jakiegokolwiek zainteresowania światem, które możemy czasem obserwować jest bardzo smutna. Gdy spotykałam studencików, którzy myśleli, że Bałkany to tam, gdzie Norwegia, to mi ręce opadały.
Ja jednak pisałam o osobach, które są świadome rezygnacji z angielskiego, rozwijają się na innych płaszczyznach, a w pracy, która ich satysfakcjonuje angielskiego nie potrzebują. Po prostu nie mają potrzeby i ochoty uczyć się tego języka, a ograniczenia obchodzą na różne sposoby. Chodzi mi także o osoby, które mimo wszystko nie miały okazji uczyć się angielskiego, nie miały dostateczniej motywacji, wiary w siebie czy wytrwałości. Znam wiele osób, które są po zawodówce i nie znają angielskiego. Znam też osoby po studiach, które po angielsku nie mówią. Nikt z nich nie jest głupi i nikt nie powinien się wstydzić.
Może duży wpływ na moje myślenie ma to, że bardzo długo sama miałam problem z angielskim. Wstydziłam się, ale nigdy przed innymi, tylko przed samą sobą, że wiem, że mogę, że jestem w stanie, a ciągle to odwlekam. Nigdy jednak nie czułam, że powinno mi być wstyd, że robię sobie obciach, bo nie powiem kilku zdań po angielsku.
Według mnie nie powinno się z góry mówić, że nieznajomość angielskiego to wstyd i koniec. Nigdy nie oceniam ludzi po wykształceniu, po znajomości języka też nie zamierzam.
Pozdrawiam :)
Wstyd to kraść. Ale chwalić się nie ma czym.
OdpowiedzUsuńMyślę, że najpierw należałoby określić co rozumiemy przez "nieznajomość" i "znajomość" języka. Nie każdy musi być w stanie czytać artykuły z The Economist, ale zamówić kawę czy zapytać o drogę wypadałoby umieć, bo w końcu to są podstawy, z którymi każdy miał do czynienia w szkole.
Z drugiej strony nie każdy pracuje w biznesie. Czy osoba, która jest fryzjerem czy stolarzem naprawdę musi znać angielski?
No właśnie, dlatego napisałam, że jeśli chce się pracować w biznesie, to nie ma bata, ale żyjąc sobie spokojnie w Polsce, pracując w miejscu, gdzie angielski nie jest potrzebny, można go nie znać.
UsuńMuszą zostać tacy, którzy angielskiego nie znają, choćby dlatego, żeby była praca dla absolwentów anglistyki ;)
"Nie każdy musi być w stanie czytać artykuły z The Economist, ale zamówić kawę czy zapytać o drogę wypadałoby umieć, bo w końcu to są podstawy, z którymi każdy miał do czynienia w szkole."
UsuńWcale nie każdy miał do czynienia w szkole z językiem angielskim. Ja np całe życie uczyłam się niemieckiego (bo ten język proponowała właśnie moja szkoła). Znam za to bardzo dobrze język rosyjski. Angielski rozumiem, ale mam problem z mówieniem, jakaś dziwna blokada. Szczerze mówiąc, trochę mnie drażni, że to właśnie angielski jest taki ważny w pracy, a np. niemiecki się pomija, a to jest również popularny język.
Jesli bedzeimy mowic, ze to wstyd, wytworza sie blokady, ktore tym bardziej nie pomagaja w otworzeniu sie na jezyk. Moj angielski, przyznaje jest taki sobie, ale ukonczylam liceum praktycznie z marna znajomoscia jezyka mowionego. Wykuta gramatyka i jakis tam zasob slob nie wystarczyly, zebym rozumiala ten jezyk, a co dopiero odwazyla sie mowic. System nauczania w polskich szkolach (moze sie cos zmienilo teraz, nie wiem) jest tragiczny. Przekonalam sie o tym idac na kurs norweskiego w Norwegii. W zasadzie bylo to dwa lata, normalnej, dziennej szkoly. Gramatyka owszem, ale najwazniejsze byly konwersacje i prawidlowa wymowa. A angielskiego zaczelam uzywac przy mezu :) Duzo pomogly fiszki, o dziwo :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nieznajomość języka angielskiego wcale nie jest wstydem. Osobiście należę do osób, które nie pałają zbyt wielką miłością do tego języka. U mnie wynika to z faktu, iż w szkole miałam kiepskich nauczycieli, których głównym nastawieniem było: jesli czegoś nie rozumiesz to idz na korki. W dodatku nauczyciele języka angielskiego zmieniali mi się dosyć często. Efekt tego wszystkiego był taki, że gdy na studiach mogłam wybrać język lektoratu miałam jedno postanowienie: Tylko nie angielski! I wybrałam szwedzki :) Teraz z perspektywy czasu wiem, że to był najlepszy językowy wybór w moim życiu. A co do angielskiego to rzeczywistość jest taka, że potrafię zapytać o naprawdę podstawowe rzeczy. Troche wiecej jestem w stanie zrozumieć, ale zazwyczaj gdy ktoś pyta jakie języki znam to nawet nie wymieniam angielskiego. Muszę również przyznać, że brak znajomości angielskiego nie przeszkadzał mi również w podróżach. Znam bardzo dobrze niemiecki i okazuje się, że w tym języku można się rownież calkiem fajnie porozumieć. Do tego hiszpanski, który znam tak sobie, no i oczywiście uniwersalny "język migowy" i można podrózowac bez obaw :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że miałaś możliwość wyboru szwedzkiego :) u mnie był tylko angielski i niemiecki.
UsuńJa uważam, że nieznajomość lingua franca naszych czasów zamyka wiele drzwi, zwłaszcza młodym ludziom. Nie chodzi mi już tylko o szukanie pracy, ale o zdobywanie wiedzy, rozszerzanie swoich zainteresowań, czytania o nowościach, które przychodzą z zachodu.
OdpowiedzUsuńZapytano wyżej czy np. taki fryzjer musi znać angielski. No cóż.. nie musi, ale mój znajomy fryzjer dzięki znajomości angielskiego mógł uczęszczać na bardzo ciekawe kursy za granicą, dzięki którym dzisiaj nie jest już tylko zwykłym fryzjerem w zakładzie..
Innym przykładem jest mój ojciec, który zaczął uczyć się angielskiego grubo po 40tce i dzisiaj swobodnie czyta literaturę fachową oraz porusza się za granicą.
Znajomość języka obcego to większa samodzielność za granicą, nawet przy standardowych wakacjach z polskim biurem podróży.
Jeśli chodzi o podróżowanie- nie wyobrażam sobie podróży bez znajomości języka, wiele razy uratowało mi to tyłek np. na lotnisku, kiedy z powodu złych warunków pogodowych odwołano mi lot. Nie wiem, czy starczyłoby mi fantazji, aby porozumieć się z obsługą lotniska bez znajomości języka.
Czy nieznajomość języka, dzięki któremu można się porozumieć prawie wszędzie to obciach? Myślę, że tak.. widzę to zwłaszcza wtedy, kiedy moje poniekąd wykształcone koleżanki na rynku w rodzimym mieście zaczepia zbłąkany obcokrajowiec, a one nie są w stanie wykrztusić z siebie prostej odpowiedzi.. :/
Zresztą.. najlepszym przykładem, dlaczego warto znać języki, jest ta oto stara reklama :)
https://www.youtube.com/watch?v=7nQ9lmriWOc
Brawo dla Twojego taty :)
UsuńReklamę już kiedyś widziałam, świetna jest :D
"Przeczytałam gdzieś, że wstydem jest nie znać swojego języka, a nie języka obcego."
OdpowiedzUsuńBardzo mądre słowa. Oczywiste, człowiek nie jest nieomylny i często popełnia błędy, ale to co niektórzy wypisują w komentarzach na niektórych portalach woła o pomstę do nieba(borze, ale ty jesteś głuppfi i bżytkiiii....)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHm, ja znam osobę, która mówi po francusku, hiszpańsku, niemiecku, włosku i rosyjsku a nie zna angielskiego. ;) Jak na razie nie miała z tego powodu problemów.
OdpowiedzUsuńUważam, że wstydem jest nieznajomość choćby jednego języka obcego na poziomie komunikatywnym. Chodzi mi oczywiście o osoby młode, bo w dzisiejszym świecie jest naprawdę o wiele więcej sposobów na naukę niż kiedyś. Jeżeli ktoś dogaduje się świetnie w hiszpańskim czy nawet szwedzkim to nie ma powodu do wstydu, bo na pewno włożył wiele trudu, by bardzo dobrze się w nim porozumiewać. Ale jeżeli język, w którym czuje się w miarę pewnie to tylko polski i nie umie wydusić z siebie nic z angielskiego, mimo wieloletniej (i darmowej!) edukacji w szkole, to niestety, ale uważam, że ma powód do wstydu :)
OdpowiedzUsuńJa się zgodzę, że znajomość angielskiego jest standardem przy robieniu kariery, ale jego nieznajomość nie jest wstydem.
OdpowiedzUsuńPopieram :)
UsuńJest tu jeszcze jeden ważny aspekt: Angielski to w dzisiejszych czasach język nauki, jak kiedyś łacina. Kończyłem studia już paręnaście lat temu, i to w Niemczech, ale bez angielskiego byłoby, hmm... bardzo trudno. Najważniejsze podręczniki do informatyki to książki amerykańskie, albo w każdym razie pisane po angielsku. Tłumaczenia owszem były, ale i profesorzy i inni studenci mówili że lepiej wziąć oryginał, bo w tłumaczeniach zdarzają się poważne błędy. Dodatkowa literatura żeby pogłębić temat? Oczywiście też po angielsku. A już materiały do pracy dyplomowej (wówczas odpowiednik magisterki), odnoszące się do aktualnych badań (bo jeżeli praca ma wnieść wkład do rozwoju nauki, musi być aktualna) są tylko po angielsku.
OdpowiedzUsuńJak poradziłby sobie ktoś bez znajomości tego języka? Z książkami może jeszcze jako tako, ale pracę musiałby chyba pisać z historii komputeryzacji.
Nie wiem jak to jest w innych dziedzinach, myślę że np. materiały z filologii są w języku którego dotyczą, ale nauki ścisłe bez angielskiego raczej nie funkcjonują, bo każdy kto uprawia taka naukę i chce żeby świat dowiedział się o efektach jego pracy, publikuje po angielsku.
Szkoda tylko, ze na studiach medycznych dalej kroluje lacina. I w glowe zachodze po co, skoro roczny kurs moze byc zamkniety na tym, ze sa uzywane dwa (sic!) przypadki - mianownik i dopelniacz.
UsuńChociaz chyba ktorys kierunek na UJ zaczyna odchodzic od laciny na rzecz angielskiego. Jestem za, a nawet przeciw!
Moim zdaniem nieznajomość angielskiego to nie tyle wstyd, co poważny błąd, który został popełniony prawdopodobnie już w młodości. Znam wiele osób, które od czasów szkolnych (podstawówka, gimnazjum) nie miały angielskiego (naprawdę) i miały poważne problemy z jego nauką, później np. w liceum czy na studiach. W ogóle uważam, że nauka języków obcych w szkołach to najbardziej zmarnowana część, jaka została niedopracowana w naszym systemie edukacji. Odnoszę wrażenie, że politycy poszli na ilość a nie na jakość edukacji. Wracając jednak do wstydu z powodu nieznajomości angielskiego. Jego nieznajomość jest niesamowicie ograniczająca. Dzisiejszy świat to świat kultury i biznesu, który jest "prowadzony" w języku angielskim. Nie znasz angielskiego - jesteś poza tym wszystkim. Ja gorąco zachęcam do podjęcia nauki - nawet jeżeli angielski znasz w stopniu zerowym lub prawie wcale. Wiek też nie jest ważny. Oczywiście będzie Ci trudniej, ale poznasz wszystkie niezbędnie zwroty, wyrażenia itp. Internet jest pełen darmowych sposobów. Trzeba tylko wiedzieć jak po nie sięgać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Zarówno, jeśli chodzi o naukę języków w szkołach, ograniczenia jakie niesie nieznajomość angielskiego, jak i to, że zawsze można rozpocząć naukę :)
UsuńNa naukę języków na szczęście nigdy nie jest za późno ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię j. angielski. Czytam nawet powieści w oryginale (oczywiście czasami korzystam ze słownika), dogadac też się jakoś dogadam, ale...Jeśli doczekam się kiedyś potomstwa to nie będę zachęcał go do nauki tego języka. Jeśli Polak chce robić karierę w biznesie to naprawdę warto zacząć uczyć się rosyjskiego i niemieckiego-o zasięgu geograficznym tych języków nawet nie wspominam,bo jest naprawdę duży. Ponadto język angielski jest tak naprawdę trudny, nieregularny, pełen pułapek. Znajomość angielskiego na poziomie że ktoś umie kupić bilet i zamówić kawę o naprawdę żadna znajomość!
OdpowiedzUsuńW żadnym wypadku to nie jest wstyd. Jednak fajnie go jest znać. Osobiście zapraszam do nauki podstaw czytając blog https://lincoln.edu.pl/warszawa/blog/jezyk-angielski-czasy-przyszle a na pewno angielski nie będzie wydawał się taki straszny.
OdpowiedzUsuńJestem zdania że to nie jest wstyd jednak powoli znajomość języka obcego staje się normą. Ja uczę się z książek z księgarni językowej https://www.jezykiobce.pl i wtedy mam pewność, że moja nauka przebiega prawidłowo jeśli chodzi o język obcy.
OdpowiedzUsuńWiadomo że lepiej znać. Poza tym wszędzie na studiach wyższych uczy się dodatkowego języka. To zawsze podnosi kompetencje
OdpowiedzUsuń