Po co to
określanie? Boże, czy tego nie może się jakoś normalnie wymawiać? Jakby nie
mogli mieć trzech czasów, tak jak u nas. Nie raz zdarza nam się
krytykować język, denerwować się, że jest tak, a nie inaczej. Wszystko odnosimy
do języka polskiego, a to co inne, nie jest „normalne”. Nauka języka tego nie
lubi. Każdy język to odrębny system, mający swoje zasady i sposoby wyrażania
treści. Kluczem do sukcesu jest przyjęcie języka takim, jaki jest.
źródło |
Z nauką języka jest trochę jak z przyjaźnią. Jeśli nam na
niej zależy, przyjmujemy denerwujące nawyki i wady przyjaciela. Jeśli marzymy o
przyjaźni z językiem, musimy przyjąć go z całą gramatyką, wymową i słownictwem.
I o ile jeszcze jeszcze przyjaciel może się trochę zmienić, język nigdy, narzekanie więc
nie ma sensu.
Ważnym krokiem jest pożegnanie się z myśleniem, że synonimem
normalności jest język polski. Ucząc się języka obcego, powinniśmy odcinać się od rodzimego
języka. Nie oznacza to oczywiście, że nie mamy ćwiczyć przekładania. Chodzi o podejście
do nauki. Starajmy się przyjmować język bezpośrednio, a nie poprzez język polski – uczmy się
słów w kontekście, korzystajmy ze słowników jednojęzycznych, zamiast czytać o wymowie, od razu słuchajmy i naśladujmy native speakerów, uczmy się naturalnych,
charakterystycznych zwrotów, nie tłumaczmy sobie gramatyki, bo nie zawsze można ją odnieść do języka polskiego, tylko analizujmy ją na przykładach, dostrzegając schematy i zasady użycia.
Żaden język nie jest w 100% przetłumaczalny na jakikolwiek
inny język. Nawet języki najbardziej ze sobą spokrewnione. Stąd trudność tłumaczy, którzy tak naprawdę
nie tłumaczą, a przekładają – tworzą nowy tekst na bazie źródła. I nie ma bata,
przekład – choć najlepszy – nigdy nie będzie 100% odzwierciedleniem oryginału,
bo jest to po prostu niemożliwe. Ale czy to nie jest właśnie piękno języków,
czy właśnie to nie fascynuje najbardziej?
Każdy język to odrębny system, który rządzi się swoimi
zasadami. Warto zamiast krytyki, zacząć dostrzegać piękno języka razem ze wszystkimi niuansami, problemami, które nam sprawia. Zamiast załamywać ręce nad
gramatyką czy wymową, warto zatrzymać się na chwilę, posłuchać języka, wczuć
się w jego melodię. Płynąć z jego nurtem, zamiast
przedzierać się pod prąd. Pamiętajmy, że gramatyka nie jest tworem, który
ma utrudniać życie uczącym się. Jest zbiorem zasad, którymi rządzi się język,
oddaje jego charakter. Nie trzeba wiedzieć, ile język ma czasów, ile
przypadków, ile koniugacji, żeby intuicyjnie odmieniać rzeczowniki i czasowniki
oraz wiedzieć, co niesie treść wyrażana danym czasem, czym różni się treść
wyrażana czasem A i czasem B.
Oczywiście cały czas uważam, że poznawanie gramatyki ma sens.
Dorosły człowiek, który chce nauczyć się świetnie języka, musi od czasu
do czasu zajrzeć do dobrej gramatyki. Szczególnie na początku, żeby mieć jakiś
obraz zasad występujących w języku i mnóstwo razy w trakcie nauki dla rozjaśnienia niejasności. Zawsze
jednak musi opierać się o teksty w danym języku i wszystkie kwestie analizować
na przykładach.
Podsumowanie
Jeśli zdarza Ci się krytykować zasady występujące w języku,
którego się uczysz, zastanawiać się, dlaczego nie są one takie jak w języku
polskim – zmień nastawienie. Narzekanie nic nie pomoże, język się nie zmieni.
Zacznij akceptować język, co więcej – dostrzegać jego piękno, które opiera się
właśnie na tym, że jest inny i ma swój własny zbiór zasad. Wczuj się w melodię
języka, chwytaj naturalne zwroty, zacznij intuicyjnie podchodzić do gramatyki, od
czasu do czasu zaglądając do zbioru reguł, zawsze jednak odnosząc je do
przykładów. Koniec narzekania – przyjmij język takim, jaki jest.
Ja miałam największy problem właśnie z jednojęzycznym podejściem do nauki. Kiedy zaczynałam się uczyć przyjęłam właśnie taki system i trzymałam się go przez długie lata. Potem ja zaczęłam uczyć innych i okazało się, że często brakuje mi polskich odpowiedników słów, które przecież rozumiem i potrafię użyć! Nieraz łapałam się na tym, że jedno łatwe słówko tłumaczyłam 15 minut bo przecież Y nie do końca oznacza to samo co polskie słowo X. To samo tyczy się pracy tłumacza. Także nauka języka jest wielowarstwowa i trzeba z każdej strony po trochu (:
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Jak najbardziej trzeba z każdej strony po trochu :) Dlatego też napisałam, że nie chodzi o to, że nie mamy ćwiczyć tłumaczenia. Wydaje mi się, że jednojęzyczne podejście, jak to fajnie nazwałaś, sprawia, że "zatapiamy się" w języku, układając zdania nie tłumaczymy ich z polskiego, tylko od razu je tworzymy - jest szybciej i naturalniej. Ale prócz tego, jak najbardziej powinno się ćwiczyć tłumaczenie, bo to ważna umiejętność. Myślę, że odejście od jednojęzycznego podejścia nie gwarantuje nam, że łatwiej będzie z tłumaczeniem. Tak czy siak, trzeba je ćwiczyć. Pozdrawiam :)
UsuńBardzo pożyteczny post :) Sama prawda. Im więcej w nas nerwów i frustracji tym mniej właściwej nauki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł
http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/
Bardzo interesujący post, jak zawsze zresztą :) Również uważam, że podczas nauki języka nie zawsze należy opierać się na tym ojczystym, bo czasami jest to po prostu niepomocne. Szczególnie chodzi mi tutaj o gramatykę niemiecką, której niektóre zagadnienia są troszkę bardziej złożone i dlatego należy ją zrozumieć w inny sposób niż porównując z tą występującą w języku polskim.
OdpowiedzUsuńCo zaś do tego, że często brakuje nam polskich odpowiedników słów, chociaż w języku obcym często ich używamy i znamy ich znaczenie - takie coś jest często bardzo motywujące do nauki, bo oznacza, że trochę odcięliśmy się od polskiego i używamy danego języka intuicyjnie :D
Bardzo ciekawy post i taki niezmiernie motywujący. Jako że tłumaczę to czasami denerwuje mnie sytuacja, kiedy w wielu językach jest odpowiednik danego słowa, a w języku polskim już trzeba zrobić to w sposób opisowy.
OdpowiedzUsuńŚwietny post! Ile razy to słyszałam już takie głosy, które wspominasz na początku! Złapało mnie też za serce porównanie języka do przyjaciela - jeśli pozwolisz, zacznę go chyba używać na swoich zajęciach ;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że gdy uczymy się któregoś języka z kolei, łatwiej nam zaakceptować różnice między językami, nieprzetłumaczalność pewnych pojęć. Zgadzam się też z Tobą, że to w dużej mierze kwestia podejścia. Na początkowym etapie czasem trudno jest wyzwolić się z potrzeby tłumaczenia każdego pojedynczego słówka osobno (z czego czasem wychodzą niezłe kwiatki).
Oczywiście, używaj ile chcesz ;)
UsuńMasz rację, z każdym kolejnym językiem nasza świadomość rośnie i stajemy się bardziej wyrozumiali dla języka. Przy małym doświadczeniu językowym, po prostu możemy nie zdawać sobie sprawy, że języki nie są w pełni przetłumaczalne, niby to banał, ale czasem trudno to zrozumieć.
Dokladnie tak trzeba. Gdy mowie po norwesku nigdy nie mam polskich mysli w glowie, nie tlumacze ich sobie. Po prostu polski znika, a gdy brakuje norweskich slow, to polskie tez nie przychodza, szukam definicji nowego slowa z tych norweskich co juz znam, albo nawet na migi pokaze o co mi chodzi. Trzeba polubic jezyk taki jaki jest a odkryje sie jego urok i komfort uzywania :)
OdpowiedzUsuń